Ten wpis powstał ponad 3 lata temu. W okresie, w którym nie miałam chęci wziąć się za siebie. Odświeżam wpis, żeby dodać motywacji sobie i Wam. Bo u mnie znów nadszedł zdrowotnie gorszy okres, w którym poszukuję wymówek, zamiast się za siebie wziąć.

Chciałabym, ale nie mam kasy na karnety na siłownię, nie mam sprzętu w domu, nie mam czasu, jestem zmęczona, noga mnie boli, wreszcie: nie mam w czym ani z kim ćwiczyć. A na koniec wisienka na torcie wymówek: kochanego ciałka nigdy za wiele.

Czasem ciałka robi się za wiele

Ostatnio zaniedbałam treningi. Praca, blogi, streamowanie, inne projekty. Jakoś tak przestałam rezerwować czas na treningi. Będzie czas, to poćwiczę – tak sobie mówiłam. Jakieś dwa miesiące temu wróciłam do ćwiczeń. Wytrzymałam miesiąc. Potem znów „życie” sprawiło, że zamiast 6 treningów spadłam do 3, 4, a z czasem jednego w tygodniu. Możecie pomyśleć, że to przecież nadal okej. Otóż nie.

Abym dobrze czuła się ze sobą fizycznie i psychicznie powinnam ćwiczyć te 4-5 razy w tygodniu. Mam problemy hormonalne i ten ruch po prostu jest mi potrzebny. Jestem też łakomczuchem. Postanowiłam odświeżyć ten wpis, aby przypomnieć sobie, co dawało mi kiedyś kopa. Trzymam kciuki. Za siebie i za Was. Mam nadzieję, że wpis pomoże również Wam.

Tak jest teraz

Jestem ospała, nie mam energii, nic mnie nie cieszy i niebawem pewnie będę musiała wymienić garderobę na taką o rozmiar większą. Elastyczna skóra teraz jest jakaś taka lejąca się, a niegdyś lekko widoczny cellulit zaczyna wyłazić. Każdy posiłek kończy się wzdętym brzuchem, mam problemy z wagą, a niedawno odebrane wyniki badań wskazują na podwyższone hormony tarczycy. Cukier też skoczył, a zawsze był książkowo idealny. Mam 28 lat i nie mam ochoty już teraz się poddać.

Biorę się za siebie od dzisiaj, niedługo na blogu pojawią się wpisy nie tylko urodowe, ale właśnie fitnessowe. Do roboty Dziewczyny! Poniżej garść porad, jak zmotywować się do ćwiczeń od zaraz 🙂

Najciężej wykonać właśnie ten pierwszy krok

I to dosłownie. Jak już wyjdziesz z domu, głupio wrócić, prawda? Od dzisiaj bierz ze sobą wyprawkę na siłownię  do pracy lub zostaw spakowaną torbę blisko drzwi (najlepiej tak, żeby wręcz zawalała ci drogę).

Wychodząc na swoje pierwsze zajęcia fitness zauważyłaś skarpetkę, która krzyczy do ciebie, żeby ją uprać? Właściwie to masz cały kosz prania, który nie może czekać. I w sumie zgłodniałaś i musiałaś coś zjeść. Teraz z pełnym żołądkiem te zajęcia będą bez sensu. Dzisiaj nie pójdziesz. Brzmi znajomo? Jeśli jesteś osobą, która chwyta się wszystkiego naokoło tylko po to, żeby nie wziąć się za to, co nieuniknione – nie ma problemu. Wysprzątaj całe mieszkanie, zrób wszystko, co ci przyjdzie do głowy. Jeśli zajęcia fitness są na 20:00, o 18:00 zjedz lekki posiłek. W pewnym momencie zobaczysz, że jakkolwiek kreatywna nie jesteś w wymyślaniu zajęć, łatwiej będzie pójść na te zajęcia.

mem

Fitness Buddy. Weź koleżankę!

Nie lubisz ćwiczyć sama? Wyciągnij ze sobą koleżankę, która nieustannie marudzi, że tu ma za dużo, a tam za mało. Taki treningowy partner jest na wagę złota. Motywuje, poci się tak samo jak ty i zapewnia towarzystwo w drodze na i z zajęć. Mówi się, że na wyrobienie nawyku potrzebujemy średnio od 2 tygodni do miesiąca. To nie tak dużo, tym bardziej, że jeśli zdecydujesz się na zajęcia fitness przez ten czas ledwo zdążysz wypróbować wszystkie zajęcia z oferty klubu 🙂

Testuj treningi

Pierwszy miesiąc możesz potraktować jako testowy – wyczuj, co tak naprawdę ci się podoba. Jedni lubią zajęcia grupowe, inni samotne treningi cardio na siłowni, jeszcze inni ćwiczenia w domu. Przetestuj każdą z tych opcji i… upewnij się w swojej decyzji (wszystkie do tej pory testowane treningi przetestuj raz jeszcze – zleci ci kolejny miesiąc!).

Ja przykładowo wiem, że nie odnajduję się podczas zajęć grupowych. Wolę ćwiczyć sama, a na siłowni nie chce mi się gadać z innymi. Chcę odpalić w słuchawkach ulubioną muzykę i tyle!

po treningu

Jesteś niedoskonała. I co z tego?

Większość z nas poddaje się, bo zabrakło im motywacji i silnej woli. Te rzeczy nie biorą się z powietrza. Aby zmienić swoje ciało nie możesz go nienawidzić. Wtedy brak szybkich efektów spowoduje, że albo się poddasz (jestem taka tłusta, że nic na mnie nie działa) albo przemęczysz organizm. Jedno i drugie prowadzi do jeszcze większej nienawiści do samej siebie. Nie bierz się za metamorfozę, jeśli myślisz o swoim ciele w tak negatywnych kategoriach. Nie jesteś idealna, nikt nie jest, ale chcesz doskonalić to, co już masz.

Powyższy akapit napisałam trzy lata temu. Teraz niemal wpadłam w tę pułapkę. I dzięki temu wiem, że to nie jest dobra droga do zmiany nawyków, rozpoczęcia zmiany sylwetki. Nigdy nie stosowałam drastycznych diet. Właściwie… to od 7 lat po prostu jem zdrowo, dbam o proporcje, witaminy. Problem tkwił w tym, że moje ciało po prostu kocha ruch i jednocześnie magazynuje wodę jak szalone. Dwa treningi i czuję się wyśmienicie fizycznie. Kiedy zarzuciłam ćwiczenia, szybko wpadłam w depresyjny nastrój (pogoda nie pomaga!), z którego bardzo ciężko uciec. Teraz wreszcie zrozumiałam, że to bez sensu. Ciało mam jedno, nie jest doskonałe, ale wiem, że może być lepsze. Chcę o nie dbać, bo to jest gwarantem mojego zdrowia, dobrego samopoczucia. Lubię siebie, ale wiem, że mogę więcej. I chcę od siebie więcej wymagać.

Zaplanuj treningi. To czas tylko dla Ciebie

Tak o codziennych treningach mówi moja ulubiona trenerka Chalene Johnson. Wierzcie lub nie, to najprawdziwsza prawda. Trening potraktujcie jak czas na doskonalenie, czas tylko dla Was, kilkanaście czy kilkadziesiąt minut, w których egoistycznie skupiasz się tylko na sobie. Bo warto. Zdrowsze ciało to szczęśliwsza Ty. 

O ćwiczeniach pomyśl jak o procesie, na końcu którego, nieważne jak nie byłoby ciężko, zawsze jest uśmiech. Nie znam osoby, która kiedykolwiek powiedziałaby, że trening był stratą czasu. To czas dla ciebie. To wyraz tego, że o siebie dbasz. Myjesz się codziennie, jesz, uczysz się i rozwijasz pasje. Pomyśl o ćwiczeniach jak o czymś tak naturalnym i wręcz rutynowym jak zmycie makijażu.

Aby było ci łatwiej stwórz harmonogram. Jeśli korzystasz z podręcznego kalendarza i zapisujesz w nim rzeczy do zrobienia, rób tak samo z ćwiczeniami. Planuj je tak samo, jak wizyty u kosmetyczki, fryzjera czy cotygodniowe zakupy.

Szukaj inspiracji

Znajdź blogi, które będą cię inspirować i podtrzymywać twoją motywację. Pisz z innymi osobami, które tak jak ty szukają motywacji. Uwierz mi, nie ty jedna jesteś leniwa i nie możesz zmotywować się do wysiłku fizycznego (halo, halo, cześć, to ja 🙂 ). Wejdź na tumblra, pinteresta, facebooka i zacznij śledzić strony i profile o tematyce fitness i zdrowego odżywiania. Niech to będzie twoja codzienna rutyna. Oglądaj i czytaj.

Zapamiętaj, jak czujesz się zaraz po skończonym treningu

Zapamiętaj to uczucie! Przed ćwiczeniami może się nie chcieć, jednak po treningu zawsze poczujesz się lepiej. Owszem, mięśnie będą boleć, ale w głowie zadzieje się magia. „Post-workout high”, stan euforii – tak można najlepiej określić to, co czujesz po zrobionym treningu. Mnie właśnie to uczucie skutecznie nakręca do działania.

Regularne ćwiczenia przestawiają magiczną klapkę w twoim mózgu. To, co wydawało się męczarnią, zaczyna cieszyć.  Pamiętam, że jakiś czas temu pot wywoływał we mnie obrzydzenie. Kilka minut na bieżni i już czułam się źle we własnym ciele. To chwilowe, z każdą kolejną wizytą zobaczysz, że endorfiny dosłownie cię unoszą, masz siłę i chęć do życia. Jednocześnie wysportowane ciało, nad którym tak usilnie pracujesz powoduje, że chcesz jeść zdrowo. Przestaje ci smakować tłuste jedzenie, jesz racjonalnie – nie chcesz złą dietą zmarnować efektów ćwiczeń.

Zaplanuj metamorfozę

Nie w głowie, spisz to. Zacznij prowadzić bloga – jeśli już coś komunikujesz światu, to starasz się dużo bardziej, niż gdybyś decyzję utrzymywała w tajemnicy. Dużo trudniej będzie się poddać. 🙂

Paradoksalnie to te „przeciętne” i szczupłe wagowo i wymiarowo dziewczyny mają problem z regularnymi ćwiczeniami (halo, halo ponownie macham do Was). Bo wyglądają przecież nieźle, bo „mają dobre geny i nigdy nie przytyją”, bo mogą jeść dużo i bez dodatkowych kilogramów. W takim wypadku silne postanowienie często przychodzi dopiero po odebraniu wyników badań, które nie okazują się wzorowe lub po odkryciu, że ciało już nie ma 20 lat i szybko zaczyna tracić elastyczność.

Jeśli masz jakiekolwiek wątpliwości, potrzebujesz rady lub wsparcia – pisz! W końcu mamy wspólny cel.

Zdjęcie główne: Scott Webb.