Mamy wiele dziwnych i potencjalnie nikomu niepotrzebnych świąt. Jest dzień czystego biurka, o którym wszyscy zapominamy (nie, nie jest codziennie), mamy dzień bez stanika, dzień przyjaciela, pomijany dzień mężczyzn (10 marca, drogie Panie!). Ale to 14 lutego od wielu lat wzbudza skrajne emocje – ostatnimi laty chyba nawet większe niż okołoświąteczny szał zakupów w grudniu.

Mniej więcej parę dni przed Walentynkami, którym patronuje nie kto inny jak święty Walenty, opiekun chorych psychicznie, Polska jak długa i szeroka dzieli się na:

  • tych, co demonstracyjnie oznajmiają, że walentynki to święto kiczu i zbiera im się na pawia na samą myśl o wszechogarniającej czerwieni,
  • tych, co „mimochodem” wspomną, że o najbliższych trzeba obdarzać czułościami i prezentami 365 (lub 366) dni w roku,
  • tych, co radośnie świętują, a przygotowania do tego wyjątkowego dnia rozpoczynają kilka dni/miesięcy przed magicznym 14 lutego
  • i tych, co nie ogarniają tej kuwety i tych z powyższych punktów.

Poważnie, wydawało mi się, że ludziom w pewnym wieku przechodzi. Wiecie, mądrość życia, zen i yerba matte. Tymczasem poziom negatywnej i pozytywnej ekscytacji „świętem zakochanych” wśród znajomych w sołszalmidiach przypomina czasy głębokiej podstawówki i zamieszanie związane z pocztą walentynkową. Z jednej strony super – branża reklamowa solidnie zarobi, z drugiej – okazuje się, że nasze osobiste projekcje związane z tym dniem mogą nieźle nabruździć w związku. Sprawa jest uberprosta, jeśli jesteś solo – wtedy moje wynurzenia możesz skwitować uśmiechem. Gorzej, jeśli jesteś w stałym związku i nie dogadaliście się w kwestii „co robimy 14 lutego” lub jak to bywa w przypadku części kobiet „czy mój facet wie, że oczekuję od niego co najmniej bukietu czerwonych róż, masażu i że wyśle dzieciaki gdzieś daleko”.

77532_a-dostane-cos-na-walentynki

Żeby było jasne: nie mam nic przeciwko dostaniu kwiatka (lud dwóch, a najlepiej całego bukietu) 14 lutego czy 8 marca. To miły gest. Nic więcej. Mogę też ich nie dostać, wtedy sama sobie je kupię. Jednocześnie z przerażeniem zauważam, że część kobiet myśli, że walentynki są ich świętem. W ich ocenie w walentynki mężczyzna powinien zadbać o to, aby one czuły się jak księżniczki. Pytam się dość bezczelnie: a co wy zaplanujecie dla swoich facetów? Czy aby nie sprowadzi się to do zachwytu nad tym, jak się wygimnastykował lub (o zgrozo!) do rozczarowania tym „jak bardzo on mnie nie zna”? A jeśli książę z bajki zasugeruje, że ma w nosie walentynki,  to czy przypadkiem nie skończy się tak:29469_walentynki-uczcijmy-minuta-ciszyJeśli na szczere wyznanie mężczyzny, że w tę niedzielę wolałby pograć w gry, pójść do kina do Deadpoola lub po prostu rozlać się na sofie przed telewizorem – szczerze pogadajcie. Ty nie strzelaj focha, tylko powiedz, że chciałabyś trochę romantyzmu w ten dzień, bo masz taki kaprys (kaprysy są spoko), ale miej na uwadze, że on może niekoniecznie chce spędzić ten dzień na generycznej komedii romantycznej, a potem zabrać cię do zatłoczonej knajpy.

Zgoda, walentynki nie muszą być zwykłym dniem. Jak najbardziej możesz mieć potrzebę obchodzenia tego dnia w sposób szczególny. Ale nie oczekuj, że facet będzie jasnowidzem lub odczyta czwarte dno w „nie, ja wcale nie lubię walentynek” jako „zabierz mnie do tej knajpy, nakarm, daj kwiaty, a potem wróćmy do domu na deser”. Jeśli chcesz, żeby coś się zadziało, a wiesz, że księciunio nie bardzo garnie się do organizacji czegokolwiek, sama się za to weź!

29569_co-robicie-w-waletynki

Zastanów się – czy gdyby on próbował cię zaciągnąć 4 maja na maraton Gwiezdnych Wojen, których ty szczerze nienawidzisz, to czy z radością wydzwaniałabyś po kinach i rezerwowała dla Was bilety, szukała knajpy na afterek? Nie. Może poszłabyś z nim na ten maraton w ramach poznania jego hobby. Może nawet by Ci się spodobało. Ale jestem pewna, że twój facet nie oczekiwałby, abyś zajęła się organizacją wypadu, na którym to jemu zależy bardziej niż Tobie.

Słowem Kochana, wyczilujmy. Swoją drogą, jak to dobrze, że tegoroczne walentynki przypadają w niedzielę. Można je zawsze przeleżeć w łóżku. Na kacu, przed amerykańskim serialem i z toną czekolady z Lindta ( bo mieli wyprzedaż dwa w cenie jednego).

Skomentuj przez Facebooka!