Zamknięcie gabinetów fryzjerskich zmusiło mnie do przyspieszania zdobywania wiedzy w zakresie pielęgnacji włosów. I chociaż nie określiłabym się jeszcze zaszczytnym, acz nieco pokręconym terminem włosomaniaczki, to jednak udało mi się odkryć w ciągu tych trzech miesięcy pięć fajnych rzeczy, technik i sposobów „na piękne włosy”.

Nie jest włosową specjalistką. Sporo jednak już wiem o pielęgnacji włosów. I równie dużo jest jeszcze przede mną. Dzisiaj chcę Wam opowiedzieć o moich ostatnich odkryciach w pielęgnacji włosów. I nie chodzi tu o drogie produkty czy wymyślne triki. Zacznijmy jednak o rzeczy, która na wszystko otworzyła mi oczy…


Traktuj pielęgnację włosów jak pielęgnację twarzy

Zacznę od rzeczy, którą w pełni ogarnęłam najszybciej, bo właśnie jakieś 4 miesiące temu. Dbałam o włosy najlepiej jak potrafiłam. Wybierałam delikatne szampony, odżywki odpowiadające na ich potrzeby, stosowałam nawet peelingi do skóry głowy. I oczywiście chodziłam do fryzjera, który cudownie mi kłaki farbował i rewitalizował. Ale wszystko to było chaotyczne. Zupełne przeciwieństwo pielęgnacji cery. Dbając o skórę twarzy nie tylko dobieram dobre produkty, ale przede wszystkim planuję pielęgnację, jestem regularna. Włączyłam witaminę C o wysokim stężeniu? Pamiętałam o jej stosowaniu, odstawiłam na ten czas inne „złuszczacze”, dbałam o to, aby zawsze stosować filtr SPF.

A włosy? No… myłam, naturalnie schły. A jak zobaczyłam, że coś są suche, gdzieś tłuste, to następnego dnia robiłam odżywkę, stosowałam peeling do skóry głowy. W skrócie: działałam reaktywnie. Dopiero, gdy pojawiał się problem, szukałam rozwiązania. Dlaczego nie opracowałam sobie planu pielęgnacji włosów? Mówi się, że włosy są dla kobiet bardzo ważne. Są, zdecydowanie bardziej psuje mi humor „bad hair day” niż pryszcz na środku nosa. Zaczęłam układać pielęgnację, czytać o równowadze PEH, rozmyślać, co mogę zrobić lepiej, jak wdrożyć nawyki. Powoli domykam mój plan pielęgnacji włosów i z pewnością Wam się nim pochwalę. Bo odkąd dbam o włosy proaktywnie, a nie reaktywnie, nie mam czegoś takiego jak „bad hair day”.


Może Cię również zainteresować: Jak pielęgnuję cerę?


Olejowanie na podkład

Olejowanie jest obecne w mojej pielęgnacji już kilka lat. Zwykle korzystałam z szybciej ściągi dotyczącej dobrania oleju do porowatości włosów i lecę z tematem. Latami nakładałam olej na suche włosy i jakoś to było. Czasem, jak akurat miałam pod ręką żel aloesowy, robiłam „olejowanie na podkład”. Efekty były nieco lepsze, ale skoro różnica mnie nie powalała, wolałam olejowanie na sucho. Ostatnie miesiące to jednak czas, w których moje farbowane włosy błagały o nawilżenie. Brak fryzjerskiej ręki, moja nonszalancja w pielęgnacji i „niechcenie się” spowodowały, że coś przestało działać. Tym czymś okazało się duże zniszczenie włosów. Na końcach zrobiły się sianowate, wyginały się, było po prostu niemożliwe.

Dlaczego olejowanie przestało działać? Bo olejowanie nie nawilża włosów. Oleje to emolienty, otulają włosy i zatrzymują cenne substancje wewnątrz. A jeżeli włosy są tak suche i zniszczone (nie każde włosy suche = zniszczone, ale o tym kiedy indziej), żaden olej nie zdziała cudów. Bo nie ma czego przytrzymać we włosie.

Odpowiedzią było najpierw nawilżenie włosów, a potem zamknięcie tego dobra olejami. Dodanie podkładu do oleju, czyli żelu aloesowego, oznacza wzbogacenie mieszanki o… humektanty, substancje nawilżające włosy. W ten sposób problem został zażegnany, a olejowanie znów zaczęło działać. Jeśli więc macie wrażenie, że olejowanie niespecjalnie działa na włosy, w pierwszej kolejności sprawdźcie, w jakiej kondycji są kosmki. Jeśli określicie je jako suche, zniszczone, dodajcie do oleju dobranego do porowatości włosów podkładu. Podkładem może być żel aloesowy, odżywka do włosów (bez silikonów i parafiny), hydrolat, miód, gliceryna lub glutek z siemienia lnianego.


Miodowanie włosów

Miód jest zawsze obecny w moim domu. Słodzę nim herbatę, na szybko odżywiam usta, czasem nawet robię z jego dodatkiem domowy peeling. Aż dziwne, że nie wpadłam tak długo na wykorzystanie go w pielęgnacji włosów! Miód jest humektantem, czyli nawilżaczem włosów. Miodowanie to nic innego, jak wymieszanie 1:1 miodu (najlepiej płynnego) z odżywką emolientową (lub emolientowo – humektantową). Efekty? Ekstremalne wygładzenie włosów, nawilżenie i delikatne rozświetlenie. Miodowanie fajnie współgra z olejowaniem, ja stosuję je często razem. Najpierw trzymam miód z odżywką jakąś godzinę, dwie na włosach, potem je myję i nakładam olej na żelu aloesowym. Następnego ranka emulguję olej, zmywam i mam CUDOWNE włosy.

Więcej o miodowaniu, tym jak je przeprowadzić, jak dobrać maskę emolientową, przeczytacie TUTAJ.


Cassia/senna – bezbarwna henna i ekspresowa naprawa włosów

Nigdy wcześniej nie eksperymentowałam z henną. Bo jak to? Farbowana z brązu na blond i henna? To przepis na katastrofę i żółtko na głowie. Trafiłam jednak jakoś pod koniec marca na zniżki na triny.pl i moją uwagę przykuło coś o nazwie cassia/senna. To rodzaj bezbarwnej henny (no, może lekko ocieplać kolor, zwłaszcza blond). Mimo iż nie farbuje, ma wszystkie cudowne dla henny właściwości. Pogrubia, otula włosy, wzmacnia, odżywia, wypełnia ubytki. Słowem, cud, miód i orzeszki.

Minusy? Nakładanie henny nie jest przyjemne. Po wymieszaniu proszku z wodą (50 do 90 stopni Celsjusza) uzyskujemy niezbyt przyjaźnie wyglądającą maź. Nakłada się ją na włosy topornie, jak błotną, matową w dotyku farbę. Aha, cassia/senna jest zielona. Stres związany z pierwszą aplikacją był ogromny. Już widziałam, jak mój blond zmienia się w zielony 🙂 Hennę trzymam średnio około 40 minut, a następnie spłukuję dokładnie pod prysznicem. Zabieg robię raz w miesiącu, to wystarczy.

Henna, której używam, kupuję TUTAJ. W zestawie obszerna instrukcja krok po kroku, również w języku polskim. Dodatkowo rękawiczki i czepek, który zachowałam sobie również do innych zabiegów, między innymi miodowania.


Gumki crunchie z jedwabiu

Lata świetlne temu włosy wiązałam byle czym, nawet ołówkiem (na styl „azjatycki”). Właściwie było to nawet mądrzejsze, niż popularne gumki z plastikowymi, metalowymi elementami. Czy zauważałam, że szarpią włosy? No pewnie! Zmieniłam je wtedy na modne sprężynki z plastiku. Było trochę lepiej. Ale nadal bałaganiarski kok kończył się połamanymi włosami. A ja się dziwiłam, co z moimi kłakami jest nie tak. Potem odkryłam gumki obszyte materiałem, crunchie. I tu było o niebo lepiej! Włosy nie były szarpane, skończyły się uszkodzenia mechaniczne. Byłam zadowolona, dopóki nie odkryłam, że może być jeszcze lepiej.

Zaczęło się od tego, że zapytałam Was na instagramie o polecenie marki szyjącej jakieś ładne, fajne, gumki do włosów. Wtedy w moim życiu pojawiła się Almania – polska firma, w której jedna, jedyna dziewczyna szyje gumki, poszewki, opaski, czepki i turbany z… jedwabiu. Jedwab to wspaniały materiał, niezwykle delikatny, miękki, szlachetny. Drogi. Co daje noszenie gumek crunchie uszytych właśnie z jedwabiu? Wyższy poziom pielęgnacji. Włosy już nie tylko są bezpieczne, ale też zaopiekowane – jedwab wygładza włos. Nic też się nie elektryzuje. Teraz czaję się na turban lub czepek jedwabny, bo słyszałam, że z takim zestawem będę włosowo ustawiona. Mnóstwo uszkodzeń mechanicznych spowodowanych jest tarciem włosami o poduszkę, często wykonaną z syntetyków. Spanie w czepku jedwabnym powinno rozwiązać ten problem. A do czasu zakupu śpię w warkoczu związanym jedwabnym crunchie.


Szampony w kostce i mydła do włosów

I na koniec połączenie zero waste, ekologii i kosmetyków naturalnych w jednym. Szampony i mydła do włosów. Tak, dobrze czytacie. Od trzech miesięcy głównym produktem myjącym włosy jest u mnie szampon w kostce (konkretnie TEN) i lniane mydło z octem do włosów (o TO). Jedynie przy olejowaniu robię wyjątek i sięgam po sprawdzony szampon z BasicLab lub BabyDream z Rossmanna.

Mycie włosów szamponami w kostce i mydłami do włosów to wybawienie dla wrażliwej skóry głowy, zniszczonych czy suchych włosów. Dodatkowo mycie głowy mydłem octowym zdecydowanie zmniejszyło u mnie przetłuszczanie skóry głowy! Co więcej, kostki myjące do włosów są dużo wydajniejsze niż tradycyjne szampony. Kosztują między 10 a 40 złotych, każdy znajdzie coś dla siebie!

Szampony w kostce czy mydła włosowe najczęściej opakowane są w tekturkę (cyk, recykling). Kostkę kładę pod prysznicem na zawsze suchej półeczce lub przewiercam się przez kostkę, przeciągam sznureczek i tak zawieszam. Mycie włosów przy pomocy szamponu w kostce właściwie niewiele się różni od mycia klasycznym szamponem. W dłoniach spieniam szampon i nakładam na mokre włosy, masuję, spłukuję, po robocie.

Nieco więcej zachodu jest z mydłami do włosów. Ja specjalnie wybieram już takie z octem w składzie (a w TYM przypadku i ze sznureczkiem!), dzięki temu, nie muszę robić po myciu octowej płukanki, która wszystko podomyka i spłucze mydliny. Moje mydło z octem czyści zabójczo, no ale mycie jest zdecydowanie dłuższe. Po spienieniu mydła nakładam pianę na włosy, odczekuję około 3 minut i dopiero wszystko spłukuję letnią wodą.


I to by było na tyle! Mam nadzieję, że odkryłyście coś nowego i rozważycie wprowadzenie do swojej pielęgnacji włosów!

Do następnego!