Kolejny „sezon na fotoprotekcję” przed nami. I jak co roku pojawiają się sugestie, że olej z pestek malin, marchewki, kokosowy czy jeszcze jakiś tam inny, mogły stanowić naturalną, bezpieczną alternatywę w fotoprotekcji.

Fenomen używania olejów jako zamienników dla kremów z filtrem nie jest nowy. Za moich nastoletnich czasów renesans przeżywało masło kakaowe, które nie tylko miało „bezpiecznie opalać” (nie ma czegoś takiego jak bezpieczne opalanie, no chyba że z tubki), ale przy okazji przyspieszać cały proces i jeszcze pielęgnować skórę. Była też era oleju kokosowego i oliwki dla dzieci. Wszystko w myśl, że naturalne jest synonimem bezpieczeństwa. I cytując mądrości z internetu: „filtry to przecież sama chemia”! Wystarczy spojrzeć na skład produktu. Nazwy filtrów nie należą do najłatwiejszych, a niestety nadal w internecie krąży szkodliwy mit, że „jak czegoś nie możesz przeczytać, to znaczy, że jest szkodliwe„. No dobrze, ale zacznijmy rozbijanie tego mitu od początku.


Czym tak naprawdę jest substancja promieniochronna?


Substancja promieniochronna, filtr przeciwsłoneczny jest to substancja, która wykazuje (i ma udowodnioną w badaniach) zdolność pochłaniania lub odbijania promieniowania UV. Nałożona na skórę skutecznie utrudnia penetrację promieniowania ultrafioletowego w głąb skóry oraz chroni przed poparzeniem słonecznym..


Czy istnieje lista substancji promieniochronnych?


Oczywiście! Pełną listę przebadanych, dopuszczonych do używania w kosmetykach filtrów znajdziesz w załączniku VI Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (WE) nr 1223/2009 z dnia 30 listopada 2009 r. dotyczącego produktów kosmetycznych . I w tym załączniku jakimś trafem nie znajdziemy żadnego oleju, masła czy wosku. Nic, tylko „sama chemia” (czyli filtry chemiczne) i dwie substancje promieniochronne fizyczne (dwutlenek tytanu i tlenek cynku, chociaż co do tego drugiego jest trochę zastrzeżeń).


Dlaczego olej z pestek malin (ani żaden innych) nie jest filtrem przeciwsłonecznym?


Najkrótsza odpowiedź? Ponieważ nie przeszły odpowiednich badań. Lub badania, które przeprowadzono wskazują, że nie zapewniają ochrony na poziomie, który można uznać za jakkolwiek wystarczający, aby uznać składnik za promieniochronny. A teraz wejdźmy w szczegóły. Zaparz sobie pyszną herbatę, kawę, czy co tam lubisz i zapraszam do lektury.


Skąd zapewnienia, że olej z pestek malin ma SPF na poziomie 28-50?


Z niewiedzy, nieumiejętności czytania badań i braku aktualizacji wiedzy.

Magiczny, z ogromnym, niespotykanym w określaniu SPF znaną i praktykowaną normą (ISO PN-EN 24444:2010) rozstrzał 28-50 SPF dla oleju z pestek malin pochodzi z jedynego badania z 2000 roku, w którym pada to zdanie:

„The optical transmission of Raspberry Seed Oil, especially in the UV range (290-400nm) was comparable to that of titanium dioxide preparations with sun protection factors for UVB and UVA between 28-50 and 6.5-7.5 respectively.”

I ruszyła lawina entuzjastów… Tymczasem:

  • badanie to zostało przeprowadzone in-vitro – czyli w laboratorium, na szkiełkach, maszynach, a nie jak to się praktykuje przy określaniu SPFu, in-vivo, czyli na ludzkich plecach
  • nie podano też, do jakiego konkretnie stężenia dwutlenku tytanu w produkcie SPF porównano otrzymany wynik
  • i wreszcie: badanie to ma już ponad 20 lat. Od tego czasu ukazało się sporo publikacji obalających rewelacyjne 28-50 oleju z pestek malin, pokazujące za to, że żadne oleje nie zapewniają odpowiedniej wysokości fotoochrony (linki poniżej)

Producenci i marki bezrefleksyjnie powołują się na badania sprzed ponad 20 lat lub stawiają znak równości między działaniem fotoochronnym i antyoksydacyjnym. Bo istotnie, oleje mają w sobie antyoksydanty, czyli wyłapują wolne rodniki, a te powstają między innymi podczas ekspozycji na promieniowanie UV. Nie jest to jednak działanie przeciwsłoneczne, nie jest tożsama ze zdolnością pochłonięcia lub odbicia promieniowania. 

Dlatego też, jeśli widzisz, że producent określa, że olej XYZ jest naturalnym filtrem UV, zapytaj o dane, wyniki badań. Jeśli będzie powoływał się na badania cytowane powyżej (Oomah i inni, 2000) lub Kaur, Saraf (2010) albo Suryawanshi (2016), miej na uwadze, że cała trójka została przeprowadzona niezgodnie z metodologią badania filtrów, ogólnymi standardami badań i przez to prezentują sztucznie zawyżone wartości promieniochronne olejów.

Pozwól jednak, że pokażę Ci, jak powinny wyglądać prawidłowo przeprowadzone badania. Z właściwą metodologią,  zarówno in vivo jak i in vitro.


Oleje jako zamienniki kremów z filtrem. Wyniki badań


Wyniki badania przeprowadzonego w 2021 roku „The real UVB photoprotective efficacy of vegetable oils: in vitro and in vivo studies” moim zdaniem ostatecznie wytrącają argument o stosowaniu olejów jako substancji promieniochronnych. Czego konkretnie dowiadujemy się z badania?

Poznajemy czarno na białym, wyniki testów in vitro (na szkiełkach) i in vivo (na ochotnikach – ludziach, poprzez aplikację produktu i naświetlanie pleców). I to wszystko w porównaniu z klasyczną substancją promieniochronną.

Poniżej możesz zapoznać się z tabelami prezentującymi wyniki dla przebadanych olejów. Pragnę nadmienić, że żaden z testowanych olejów nie uzyskał nawet SPF 5. A przecież najniższa kategoria ochrony w produktach promieniochronnych to SPF 6, według rekomendacji Komisji Europejskiej:


Jaki SPF ma olej z pestek malin, kokosowy, z nasion marchwi i masło shea?


Poniżej możesz zapoznać się z tabelami prezentującymi wyniki dla przebadanych olejów. Wyniki testów właściwości promieniochronnych olejów zostały wyboldowane (pogrubione). Tak naprawdę interesują nas wyniki testów in vivo, czyli na ludzkiej skórze. Badania na szkiełkach (in vitro) nie odwzorowują przecież ludzkiej skóry i jej mechanizmów.

Olej z pestek malin ma zawrotne SPF 2,6. To już lepiej chroni nas sam naskórek! No ale po kolei, czytając od lewej:

  • olej konopny: SPF 2,5
  • olej moringa: SPF 2,9
  • olej z pestek malin: SPF 2,6
  • olej z dzikiej róży: SPF 2,6
  • masło shea: SPF 4,5
  • olej tamanu: SPF 4,1
  • olej z kiełków pszenicy: SPF 2,8
  • olej arganowy: SPF 3,2
  • olej awokado: SPF 2,7
  • olej z nasion czarnego kminu: SPF 2,7
  • olej z nasion marchwi: SPF 2,5
  • olej kokosowy: SPF 1,2
  • olej z orzechów laskowych: SPF 2,5

To, co widzisz w tabelkach to nie są wyniki uśrednione dla wszystkich dostępnych na rynku olejów np. z pestek malin. Mogą być zupełnie inne w zależności od jakości surowca, metody jego pozyskiwania, odmiany.

P.S. Jest jeszcze jedno ciekawe badanie. W 2016 roku naukowcy zmierzyli pochłanianie promieni UV substancji, którym w sieci przypisuje się właściwości „naturalnych filtrów”. Sprawdzono między innymi absorpcję promieniowania UV oleju sojowego, kokosowego, rzepakowego i soków (z aloesu, marchewkowy, malinowy, acerola, buraczany). Badanie przeprowadzono in vitro i porównano z zatwierdzonymi przez FDA substancjami promieniochronnymi (czyli klasycznymi filtrami UV). Oleje uzyskały w tym badaniu średnio zawrotny wynik: SPF 1.  


Stosowanie olejów jako zamiennika przebadanej fotoprotekcji niesie za sobą realne ryzyko…


Błyszczący olej w słońcu będzie intensyfikować, a nie zmniejszać działanie promieniowania UV (efekt soczewki). Tym samym będzie przyspieszać negatywny wpływ na skórę – szybciej doprowadzi do jej poparzenia. To trochę taki efekt wysmarowanego tłuszczem kurczaka w piekarniku – szybciej się zarumieni 🙂

Co więcej, nawet jeśli założymy, że olej z pestek malin ma jakiś tam SPF, to aby uzyskać deklarowaną ochronę, trzeba nałożyć 2 mg produktu na każdy 1 cm2 skóry. Pytasz, czy to dużo? Ogromnie dużo! Możesz zerknąć na rolkę na moim instagramie i zobaczyć, jak prezentuje się odpowiednio nałożona ilość oleju z pestek malin z porównaniu z klasycznym SPF:

Pozostaje jeszcze kwestia nałożenia odpowiedniej ilości produktu, aby uzyskać deklarowaną ochronę… Nałożenie mniejszej ilości oleju niż 2mg na 1cm 2 skóry skutkuje obniżeniem już i tak niemal zerowej ochrony. Podobnie działa nałożenie oleju nierównomiernie (a o to niezwykle przy oleju) lub wymieszanie oleju z kremem, serum. Efekt na skórze, po nałożeniu odpowiedniej ilości oleju z pestek malin, możesz zaobserwować w poście powyżej.

Olej w przeciwieństwie do kremu z filtrem wchłonie się relatywnie szybko – i tym samym zniknie jakakolwiek ochrona. Filtry przeciwsłoneczne działają, bo tworzą na powierzchni skórę tarczę zdolną do pochłaniania (filtry chemicznie) lub pochłaniania i odbijania (filtry mineralne) promieniowania UV. Znika film = potrzeba jest reaplikacja. Przy oleju z pestek malin i tak śmiesznie niskiej ochronie – co kilka minut ;P

I jeszcze kwestia zdrowotna. Każde oparzenie słoneczne drastycznie przyczynia się do zwiększenia szansy na pojawienie się czerniaka. Pamiętaj, że oparzenie słoneczne, to nie są tylko bąble. Oparzeniem słonecznym pierwszego stopnia nazywamy też to, co część uznaje za oznakę udanego urlopu. Czyli czerwoną, rozgrzaną słońcem skórę, która po kilku dniach zaczyna się łuszczyć. Więcej na ten temat przeczytasz TUTAJ.


Żeby SPF był SPFem, musi mieć w sobie coś więcej niż same substancje promieniochronne


Nie bez powodu dostępne w sklepach i aptekach kremy SPF zawierają w swoich składach coś więcej niż same filtry. W składach znajdziesz kombinacje filtrów UV, które zapewniają odpowiednią, przebadaną ochronę. Nigdy nie znajdziesz dopuszczonego do obrotu jako kosmetyk promieniochronny o składzie: 100% filtr X. Nie ma to miejsca nawet w przypadku filtrów mineralnych (tu dopuszcza się maksymalnie 25%). Nie tylko ze względu na ich działanie, ale także bezpieczeństwo i komfort użytkowania. Taki tlenek cynku jest niemożliwym białym proszkiem!

Dopuszczone do obrotu kosmetyki SPF w składach poza filtrami zawierają też konserwanty, substancje stabilizujące, antyoksydanty i mnóstwo składników wspierających. Wszystko po to, aby utworzony film na skórze był jak najbardziej trwały, spójny, skład jak najdłużej pozostał stabilny i jednocześnie produkt nie odstraszał swoją aplikacją. Z tym ostatnim różnie bywa, ale nadal jest milion razy lepiej niż 20 lat temu, prawda?

I jak do tego ma się naturalny, 100% olej z pestek malin? Moim zdaniem wypada co najmniej niekorzystnie. Oczywiście ja nie odmawiam olejom właściwości pielęgnacyjnych, kojących, wspierających skórę. Ale substancją promieniochronną to one nigdy nie zostaną.

Jeśli widzisz, że firma kosmetyczna reklamuje olej z pestek malin jako naturalny filtr UV, koniecznie podsyłaj im ten wpis. Jeżeli ktoś z twoich bliskich stosuje olej zamiast przebadanych filtrów UV – tym bardziej kieruj go do tego wpisu!