Na kultowe nocne serum od Kiehl’s czaiłam się niezwykle długo. Na drodze do posiadania legendarnej fioletowej buteleczki najpierw stała dość wysoka cena, a potem nowa pasja, czyli namiętne testowanie serów do twarzy. Testy Kiehl’s odsuwałam w czasie, bo… bałam się rozczarowania. Przeczekałam największy bum na markę. Zdążyłam zapomnieć o moim dawnym marzeniu, kiedy to zupełnie niespodziewanie otrzymałam w prezencie serum Kiehl’s Midnight Recovery Concentrate.

Dwa miesiące testów minęły, pora na wnioski

Midnight Recovery Concentrate to mieszanka silnie skoncentowanych olejów, między innymi z dzikiej róży, wiesiołka, jojoba, nasion kolendry, lawendy (bardzo wyczuwalny!), geranium, rozmarynu, słonecznika. Do tego w składzie znajdziemy również ekstrakt z  kurkumy, jaśminu, wyciąg z ogórka i witaminę E. Skład produktu otwiera emolient, szczęśliwie niekomedogenny. Uprzedzam pytania: mam cerę mieszaną i moja cera bardzo polubiła się z Kiehl’sem.

Moje wieczory zaczęły mieć zapach lawendy. I za sprawą Kiehl’s tę lawendę nawet polubiłam. Codzienne, sumienne stosowanie serum już po mniej więcej tygodniu się opłaciło. Cera jest dobrze nawilżona, uspokoiła się i nabrała blasku (naprawdę wyglądałam na mniej zmęczoną!). Po dwóch tygodniach próżno było szukać na mojej cerze suchych skórek, które do tej pory były moją zmorą. Drobne krostki i ranki (efekt „nie wytrzymam, wycisnę!”) Kiehl’s wyleczył jak za dotknięciem magicznej różdżki. Dosłownie. Aplikacja serum na pryszcz jest równoznaczna z jego eksterminacją. U mnie wystarczy jedna noc, aby Midnight Recovery rozprawił się z niechcianym gościem.

Przez pierwsze dni stosowałam serum solo – na oczyszczoną i osuszoną twarz. W kolejnych tygodniach eksperymentowałam i kilka kropel serum mieszałam z kremami nawilżającymi na noc Tołpy i Chantarelle. Serum bardzo dobrze zgrywało się z kremami, co więcej, mam wrażenie, że taka mieszanka wzmocniła działanie regeneracyjne serum, na co nie ukrywam, liczyłam.

Tuż przed świętami dopadło mnie okropne choróbsko i skóra twarzy musiała poradzić sobie nie tylko z mrozem, ale również suchymi skórkami na nosie po intensywnym spotkaniu z chusteczkami… Serum nie podrażniło wrażliwej skóry „przeziębieniowego nosa” , ale wręcz ją ukoiło i uspokoiło. 

Po paru tygodniach stosowania zauważyłam wyraźne wygładzenie skóry i drobnych zmarszczek mimicznych pod oczami (tak, serum delikatnie wklepywałam również pod oczy). Cera nabrała przyjemnej sprężystości i jędrności.

Midnight Recovery Concentrate jest niezwykle wydajne. Po ponad dwóch miesiącach regularnego stosowania 4-5 dni w tygodniu nadal mam jeszcze 3/4 buteleczki. Pipetka pozwala na precyzyjne dozowanie produktu, co się chwali zwłaszcza jeśli mieszamy serum z kremem. Na całą twarz, szyję i dekolt  zużywałam 2 „pociągnięcia” pipetką, do kremu dodawałam z kolei jedną miarkę.

Produkt bez wad?

Wydajny, działający produkt. Do tego w pięknym, szklanym opakowaniu z recyklingu. Nie uczulił mnie, nie zapchał, nie zostawił niespodzianek. Chwali się!

Przy dość wysokiej dla przeciętnej Polski cenie (ponad 17o złotych za 30 ml) spodziewałam się wiele. Kiehl’s spełnił swoje obietnice, ale wiem, że nie wszystkim to serum przypadnie do gustu. Zapach może drażnić, a działanie na niektórych cerach może nie być aż tak spektakularne. W moim przypadku serum okazało się strzałem w dziesiątkę i z pewnością jeszcze nie raz do niego wrócę!

Znacie Midnight Recovery Concentrate od Kiehl’s? Jak wrażenia? 🙂