Najlepsza, najskuteczniejsza, naturalna maska i przy tym kosztuje śmieszne pieniądze. Takie opinie znajdziecie w sieci o sławnej Aztec Secret Indian Healing Clay. O tej masce zagraniczna blogosfera rozpisywała się kilka lat temu. Ja swój egzemplarz kupiłam niemal rok temu. I do tej pory zwlekałam z recenzją, bo… chciałabym absolutnie pewna, że maska sprawdza się w całorocznej pielęgnacji. 

Sposób na zaskórniki: tania maska za 11$ z Amazona?

Rok temu buszując po sieci natknęłam się na filmiki na youtube opisujące efekty stosowania „taniej maski z glinki”. Początkowo myślałam, że to „taki bajer”, panie i panowie z działu PR zapłacili blogerom i oto mamy wysyp czarujących opinii na temat maski. Potem zaczęłam grzebać i zorientowałam się, że właściwie nic takiego nie miało miejsca.  Zamówiłam swoje niezbyt estetycznie wyglądające plastikowe opakowanie o zawrotnej, słoikowej niemal pojemności 1 lb (czyli jakieś 0,45 kilograma) i czekałam.

Kiedy już doczekałam się kuriera i dobrałam się do maski byłam przekonana, że właśnie zapłaciłam za jakiś półlegalny towar z przemytu. No co, wygląd i opisy umieszczone na opakowaniu obiecywały mi „pulling and tightening sensation” i niezapomniane „feel your face pulsate”. No dobra, kupiłam, to trzeba spróbować tego zielonego proszku przynoszącego szczęście (nie, nie wypiłam tego, nałożyłam na twarz, nie myślcie sobie). 🙂

Przepis na czystą skórę jest prosty?

I jesteśmy tutaj, rok później. Niemal zużyłam cały magiczny, zielony proszek, fachowo zwany glinką bentonitową. Ta konkretna, jakbyście nadal szukały wrażeń, pochodzi z Doliny Śmierci (hej, są tu fanki Hitchcocka?) z Kalifornii. Producent zaleca zmieszanie glinki w równych proporcjach z octem jabłkowym lub wodą.


Czytaj także: OCET JABŁKOWY W SŁUŻBIE URODY (I NIE TYLKO)


Jako że nie należę do specjalnych kosmetycznych „hardkorów” i do nowości podchodzę ostrożnie, nie zastosowałam początkowo zalecanej mieszanki 50:50 glinki z octem jabłkowym. Mimo że wiem, jak świetnie ocet jabłkowy wpływa na skórę (tutaj więcej na ten temat), bałam się nakładać na twarz glinkę, którą wymieszam z czymś innym niż wodą. Przez miesiąc używałam maski wymieszanej jedynie z wodą. Czy działała? Tak, ale efekty były niemal identycznie, jak przy stosowaniu glinki ghassoul. Pory się oczyszczały, cera była odświeżona… na parę godzin. I gdzie niby był ten efekt WOW z jutubów?

Glinka bentonitowa i ocet jabłkowy

I wtedy poszłam na całość. Wróciłam z mega przedłużonej majówki z Rumunii, a moja cera błagała o oczyszczenie. Wsypałam dwie łyżeczki Indian Healing Clay do ceramicznej miseczki, zalałam dwiema łyżeczkami octu jabłkowego i przypomniałam sobie, dlaczego w ogólniaku lubiłam lekcje chemii. Otóż, moje Drogie, maska wyglądała tak:

I te bąbelki buchały jak szalone. Podobno tak mało być, pisali. Miałam dokładnie połączyć składniki, bulgotanie powinno się zmniejszyć. Po jakiejś minucie mieszania nałożyłam tę maź z Doliny Śmierci na twarz. Oczywiście oczyszczoną twarz. Nie powiem, trochę, a nawet mocno się zdziwiłam. Normalnie glinka połączona z wodą fajnie się rozsmarowuje i zasycha na skorupę. Tutaj też jest fajnie: rozprowadza się jak marzenie, Ty czujesz, że nakładasz ocet na twarz. A potem zasycha sobie ta glinka bentonitowa. Tylko przy tym zasychaniu, które mam wrażenie trwa z milion lat, czujesz, jakby do skóry dobijał się wyjątkowo upierdliwy akwizytor. Jest trochę posykiwania, pulsowania i chyba walki brudu z octem i glinką. Tak to sobie wyobrażam, bo uczucie, uwierzcie mi, jest dość niespotykane.

Producent zaleca trzymać maskę 5 – 10 minut (cera normalna) lub dłużej, do 20 minut, jeśli macie to nieszczęście i cerę mieszaną lub tłustą. Tak naprawdę wyznacznikiem, kiedy trzeba zmywać maskę, będzie stopień zaschnięcia. Ma być taka prawie skorupa (ale nie przesadzajcie!). Przy moich pierwszych aplikacjach maska z octem zasychała na nosie, brodzie i czole po… 30 minutach. Po około 10 minutach, czyli dużo wcześniej, musiałam ją zmywać z policzków. Tu ewidentnie skóra potrzebowała najmniej oczyszczania. Zaschniętą maskę najlepiej zmywać letnią wodą, można sobie pomóc muślinową ściereczką.

Efekty stosowania Aztec Secret Indian Healing Clay

Po jakiś trzech miesiącach stosowania maski raz w tygodniu, mikstura z octem jabłkowym zastygała na całej twarzy po 8 minutach. Zauważyłam drastycznie mniej zaskórników na nosie. Część porów, które pamiętam od zawsze „w czarnych barwach” zostały oczyszczone i domknięte. Pamiętajcie proszę, że regularne stosowanie maski miało miejsce między majem a sierpniem. Tak, latem. Mimo to, moja twarz bardzo dobrze przyjęła tak agresywne oczyszczanie raz w tygodniu.

Maska zamieszkała sobie na półce „stosowane od czasu do czasu” i była stosowana doraźnie. Coś wyskoczyło przy testowaniu nowinki kosmetycznej, bęc, aplikuję Indian Healing Clay (tak, również miejscowo, na pryszcza) i po problemie. To jedyna z nielicznych masek awaryjnych, bo naprawdę jest w stanie wyeliminować pryszcze przed ważnym wyjściem i nie zrujnować potem makijażu. Nie przesusza cery, ale fajnie ją matowi.

Jedyne co musicie mieć na uwadze, to rumień, który pojawia się po zmyciu maski. To może Was przerazić, bo wygląda, jakby coś Wam poparzyło twarz. Dzieje się tak jedynie przy stosowaniu maski z octem jabłkowym. Efekt znika po około pół godziny.

Dlaczego Aztec Secret Indian Healing Clay działa?

Glinka bentonitowa (tak, jest również składnikiem ściółki dla kotów!) ma działanie silnie absorbujące. Wręcz przyciąga do siebie toksyny, jednocześnie uwalniając cenne minerały. Połączenie glinki z octem jabłkowym, który ma właściwości silnie oczyszczające, rozpulchniające, regulujące pH i łagodzące stany zapalne, daje solidną mieszankę, która rzeczywiście działa.

Aha, i jeszcze jedna ważna rzecz: w Indian Healing Clay nie znajdziecie żadnych dodatków. Na całą maskę składa się jedynie jasnozielony proszek, czyli glinka bentonitowa wapniowa. To wszystko, żadnej zbędnej „chemii” czy ulepszaczy.

Aztec Secret Indian Healing Clay działa również jako dodatek do kąpieli czy body wrappingu. Bardzo dobrze oczyszcza i regeneruje skórę. Papka z octem i maską z kolei rewelacyjnie uśmierza świąd po ukąszeniu komara (przetestowane!) i zmniejsza zapalenie mieszków włosowych.

W sieci możecie dogrzebać się do dwutygodniowego wyzwania oczyszczającego maską Aztec Secret Indian Healing Clay. Całe wyzwanie nie należy do skomplikowanych i polega na codziennym nakładaniu maski na twarz. Czy to działa?

Sprawdziłam na sobie i przyznam, że jest to jeden z bardziej kontrowersyjnych i odważnych pomysłów z glinką w tle. Absolutnie polecam tygodniowe, solidne oczyszczanie z glinką. Dłuższe, przynajmniej w moim przypadku, nie miało sensu i niemal zrujnowało wcześniejsze efekty. Już wyjaśniam.

Maska z octem to nie jest najłagodniejszy kosmetyk świata. Wszystko może podrażnić, jeśli będziemy przesadzać z częstotliwością. Mocno zanieczyszczone cery zdecydowanie skorzystają na codziennym nakładaniu maski za kilka minut (ale nie kilkadziesiąt!). Zanieczyszczone pory powinny szybko się oczyścić. U mnie po 7 dniach zaskórniki zniknęły w jakiś 90% (a miałam nos usiany czarnymi brzydalami). Jednocześnie przez ten okres nic złego nie działo się z cerą. Zmniejszyła się produkcja sebum, ale skóra nie była przesuszona.

Negatywnie zmiany nadeszły potem – tak szybko, że dziewiątego dnia przerwałam „eksperyment”. Nos zaczął się łuszczyć. Nic dziwnego, po prostu przesadziłam z oczyszczaniem, naruszyłam płaszcz hydrolipidowy i się doigrałam. Musiałam ratować się maścią z witaminą A grubo nakładaną na nos. Wszystko dla ludzi, tylko z umiarem, Kochane.

Aztec Secret Indian Healing Clay – gdzie kupić?

Jeśli jeszcze nie miałyście okazji używać maski, a chciałybyście przekonać się o jej skuteczności na własnej skórze, informuję, że maska… nadal jest trudno dostępna w Polsce. Podobno można ją dorwać stacjonarnie w marketach Carrefour, ale ja jej nigdy tam nie widziałam. Możecie ją znaleźć oczywiście na Amazonie, ceny wahają się od 11 do 20 dolarów za duże opakowanie (0,4 kg) maski, a wysyłka do Polski często jest darmowa. Aztec Secret Indian Healing Clay można też czasem kupić na polskim Allegro, ale uwaga na sporo wyższe ceny i… podróbki! Tak, ludzie podrabiają maskę za 45 złotych.

 

Skomentuj przez Facebooka!