Czym jest spirulina? Działa? Smakuje? I właściwie czy jest mi ona potrzebna? Chciałam wielokrotnie spróbować, jednak jakoś sceptycznie podchodziłam do wszelkich „superfoods”. Aż wreszcie stwierdziłam: co mi tam, sprawdzę to na sobie.

Czym jest spirulina? Czym jest superfoods?

Istnieje dłużej niż ludzie na ziemi. To mała, soczyście zielono-niebieska alga z gromady sinic (cyjanobakterii). Znana i lubiana była już przez Azteków, ale dopiero ostatnie lata i wielkie boom na zdrowe żywienie, najlepiej eko, wege i bez GMO spowodowało, że spirulina i inne znane tego typu produkty na dobre rozgościły się na sklepowych półkach.

Spirulina jest zaliczana do tak zwanych superfoods (a po polsku: superżywności). Superfoods to nieprzetworzone produkty, które są niezwykle bogate w makro i mikroelementy. Nie ma jednej, właściwej, zatwierdzonej przez wszystkich świętych i ważnych tego świata, listy superfoods. Właściwie jestem skłonna napisać, że to, co się na niej znajdzie, jest w dużej mierze zależne od panującej mody. Na miano superżywności zasługują tak „pospolite” produkty jak czosnek czy dynia, jak i te egzotyczne, niezwykle chwytliwe i zdrowo brzmiące, czyli chlorella, nasiona chia czy właśnie opisywana przeze mnie – spirulina.

No dobrze, wróćmy jednak do tej modnej algi, która obok chlorelli generuje miliony wyznawców (czasem fanatycznych) i co za tym idzie kolejne firmy, które chcą uszczknąć choć kawałek tego dochodowego tortu dla siebie. Bo na wstępie już zaznaczę, że spirulina to dobra rzecz dla naszego ciała. Tyle tylko, że trzeba mądrze wybrać.

Jaką spirulinę wybrać?

Nie będę zbyt odkrywcza, ale jasną rzeczą jest, że w pierwszej kolejności patrzymy na skład. Spirulina ma zawierać tylko i wyłącznie spirulinę. Koniec składu. Jeśli czytając skład natrafiacie na jakieś dodatki, odłóżcie na półkę ten wynalazek.

W drugiej kolejności zwracajcie uwagę na pochodzenie spiruliny. Tę informację powinniście bez problemu znaleźć na opakowaniu. Najwięksi eksporterzy spiruliny to USA, Chiny, Tajwan, Indie, Korea i Japonia. Najtańszą kupicie od chińskich i indyjskich producentów, jednak nie warto ryzykować. Chiny i Indie nie mają regulacji prawnych, które odpowiednio trzymałyby w ryzach uprawy mikroalg. Taka alga może być mocno zanieczyszczona i w konsekwencji otrzymacie produkt wątpliwej jakości. Uczulam również na „rozsypywane” spiruliny, czyli sprzedawców, którzy mają w swojej ofercie produkt „w opakowaniu zastępczym” i tym podobnych cudach. Ryzykujecie własnym zdrowiem.

Zwróćcie też uwagę na datę ważności. Zwykle w przypadku alg nie powinno być to więcej niż 3 lata od daty produkcji. Mimo że jest to suplement naturalny to przez zawarte w spirulinie kwasy tłuszczowe może się po prostu zepsuć.

Na rynku dostępnych jest kilka wariantów spirulin: sproszkowana, w tabletkach niepowlekanych (tzw. spiruletki) i w kapsułkach. Wieść gminna niesie, że najlepiej kupić sproszkowaną, bo będzie mieć największą wchłanialność. To bujda, wynikająca zapewne z tego, że tabletki kojarzą nam się z czymś trudniejszym do rozbicia przez nasz układ trawienny. Prawda jest taka, że jeśli w składzie spiruliny w tabletkach czy pastylkach jest tylko zieloniutka alga, to spokojnie możemy ją kupić. Niewątpliwym plusem tabletek jest to, że zapach i smak spiruliny jest dużo mniej wyczuwalny, a to dla osób, które nie przywykły do smaku spiruliny jest niezwykle istotne. Za proszkiem przemawia fakt, że dużo przyjemniej i szybciej dodamy go do koktajlu czy innego dania – nie będzie trzeba rozkruszać tabletki. Jednocześnie czuję się w obowiązku napisać, że jedna dawka spiruliny jest wyczuwalna w koktajlu. Nie wspominając o wyglądzie dania – z pewnością zazieleni się jak dorodna alga.

Co ma w sobie spirulina? Właściwości spiruliny

Słuchajcie, wiem, że do takich rewelacji trzeba podchodzić z pewną taką nieśmiałością, znaczy, ekhm, rezerwą. Nie jest tak, że spirulina jest lekiem na całe zło i włączając ją do diety staniemy się lepszymi ludźmi, których nigdy nie łapie przeziębienie, mają mnóstwo energii, piękną cerę, włosy i co tam jeszcze chcemy. Ale z pewnością pozytywnie wpłynie na nasze zdrowie. Na moje wpływa na tyle dobrze, że nie odstawię jej w kąt jeszcze przez długie lata.

Malutka alga jest bombą witaminową. Znajdziemy tutaj plejadę cudownych witamin: A, C, D. B1, B2, B5, B6, B12, F.

Przez bardzo wysoką (60 do 70%) białka uznawana jest za „zielone mięso”. Co więcej, występujące w niej aminokwasy (sztuk 8) są egzogenne, czyli nie mogą być wyprodukowane samodzielnie przez organizm. Białko jest głównym pożywieniem dla mózgu, stąd nie trudno wywnioskować, że spirulina pozytywnie wpłynie na jego pracę, w tym produkcję hormonów. Duża zawartość białka, witamin, biotyny i chlorofilu pozytywnie wpływa na na włosy, skórę i paznokcie.

Kwas tłuszczowy GLA redukuje cholesterol, zapobiega chorobom układu krążenia (dba o serducho!). Jeśli lubimy sobie podjadać, spirulina, a dokładniej zawarta w niej fenyloalanina, nieco pohamuje apetyt (ku uciesze układu pokarmowego). Spirulina dobrze zrobi osobom z chorobami układu moczowego i przepracowaną wątrobą. Pomaga w oczyszczaniu organizmu, przyczynia się do usuwania kamieni. To zasługa między innymi fosforu. Dodatkowo zawarta w spirulinie metionina (jeden ze wspomnianych wcześniej aminikwasów) wpływa na odbudowę wątroby.  Wysoka zawartość B12 poprawia pamięć i zapobiega anemii. Dobry znak dla wegetarian, bo spirulina zawiera 2,5 raza więcej B12 niż mięso w tej samej wadze. Do tego cechuje się wysoką zawartością żelaza.

Spirulina bardzo fajnie działa także jako środek ochronny przed planowaną imprezą zakrapianą alkoholem. Jasne, przyjemniej zjeść tłusty rosół, jednak jeśli akurat nie mamy go pod ręką, spirulina będzie tu dobrym pomysłem.

Moja przygoda ze spiruliną

Wybór padł na spirulinę marki Aliness, której produkty powstają zgodnie z „czystą etykietą”, czyli nie mają w sobie żadnych niepotrzebnych składników, zapychaczy i polepszaczy wszystkiego, poza moim zdrowiem. Spirulinę do tego suplementu dostarcza Cynajotech, pierwsza na rynku firma specjalizująca się w hodowli mikroalg. Sprawdzeni i prześwietleni na wylot.  W środku opakowania znajduje się malutka łyżeczka, która ułatwia dawkowanie.

Producent zaleca stosowanie od 1,5 do 3 g spiruliny dziennie. Ja, jako osoba jeszcze początkująca i regularnie ćwicząca, przyjmuję około 2 g dziennie. Generalna zasada mówi, aby przyjmować około 500 mg spiruliny na każde 10 kg masy ciała. Ważę 55 kg, więc jem troszkę mniej, ale zarówno początkowa suplementacja spiruliny jak i fakt, że regularnie ćwiczę pozwalają na obniżenie dawki.

Zapach i smak spiruliny jest mocno specyficzny i wiem, że następnym razem kupię spirulinę w tabletkach. Jak jestem w stanie przeżyć ten rybioziemisty smak? Dzielę 2 g na dwie dawki. Jedną przyjmuję przed siłownią, czyli około 10 rano. Drugą przed kolacją. Robię sobie szoty ze spiruliny. Biorę kieliszek do wódki i zalewam wodą mineralną. Szybki ruch i po bólu. Próbowałam znanych sposobów dorzucania spiruliny do koktajli czy sałatek, jednak po paru próbach stwierdziłam, że to nie dla mnie.

Efekty suplementacji spiruliny

Spirulinę biorę regularnie od dwóch miesięcy i widzę efekty. Przede wszystkim mam więcej energii na siłowni (to pewnie te szoty, które działają jak szot espresso). Jesień zawsze działała na mnie depresyjnie, nie chciało mi się ruszyć tyłka i łaziłam z wiecznym przeziębieniem. Od miesiąca mam spokój z infekcjami (dla mnie to dużo). Poprawiły się moje włosy – mniej wypadają, co wcześniej było standardem w okresie jesiennym. Liście lecą z drzew, a u mnie lecą na potęgę włosy. Do tego mocne rozjaśnianie włosów (farbuję na blond) również daje w kość. Spirulina bardzo szybko podbudowała moją czuprynę, jest błyszcząca i mam wrażenie – silniejsza. Podobnie szybko spirulina wzmocniła moje paznokcie. Pozytywnie wpłynęła również na układ moczowy, bo jak to zwykle bywa przy częstych wizytach na siłowni, o infekcje nie jest trudno.

W sumie trochę się sobie dziwię, że tak późno przekonałam się do spiruliny. Fajna alga, co prawda nadal wolę algi do sushi, jednak z zielonym śmierdziuszkiem bardzo się polubiliśmy.

Cena spiruliny Aliness? Około 45 zł za 90 g proszku. W ofercie jest również spirulina w tabletkach.


Jeśli jeszcze nie próbowaliscie spiruliny to jest ten czas. Jesień sprzyja osłabieniu i przeziębieniom. Spirulina z pewnością pomoże lepiej przetrwać ten okres. 🙂