Mówi się, że dobrze dobrany podkład ma być jak druga skóra. Wtapia się w nią idealnie, podkreśla jej zalety, a maskuje niedoskonałości. I nie robi krzywdy skórze. Ostatnio trafiłam na podkład, który muszę Wam pokazać i o nim trochę pogadać. Mowa o Beyond Matte od Jane Iredale.
Dobranie odpowiedniego podkładu to nie lada wyzwanie. Zwykle trudno zdecydować się na markę, a co dopiero odpowiedni odcień podkładu, trwałość czy wreszcie jak najmniej krzywdzący cerę skład. Z tymi problemami zderzyła się każda z nas, ja tu nie jestem wyjątkiem. Kupiłam szeroko reklamowany podkład – okazał się nietrwały. Znalazłam idealny odcień podkładu, niestety po godzinie od aplikacji byłam żółciutka jak kurczak, bo produkt trzymał pigment tak samo słabo, jak ja pieniądze podczas wyprzedaży sezonowych…
Może właśnie dlatego z Beyond Matte wiązałam ogromne nadzieje. Długo szukałam podkładu, który da mi naturalne krycie, zamaskuje pory i nie powłazi w zmarszczki. A do tego zapłaconymi za niego pieniędzmi będę w stanie podpisać się pod wartościami reprezentowanymi przez markę. Czyli miało być eko, naturalnie, cruelty-free i bez zbędnego syfu w składzie. Kiedy w moje dłonie trafił przedpremierowo ten podkład wiedziałam, że chociaż „na papierze” wszystkie te punkty z mojej listy idealnego podkładu są odhaczone. Miesiąc później mogę już napisać, co zostało z tych pięknych obietnic. A zostało naprawdę sporo.
Beyond Matte, Jane Iredale: co obiecuje producent?
W skrócie: jest to wielofunkcyjny podkład mineralny dla kobiet, które szukają naturalnego, lekkiego i jednocześnie średnio kryjącego podkładu. Odpowiedni dla wszystkich typów skóry. Beyond Matte ma zastępować trzy produkty: bazę pod podkład, korektor i fluid. Ma dawać półmatowe, naturalnie wyglądające wykończenie, bez efektu maski. Podkład jest dostępny w 18 odcieniach, od jaśniutkiego M1, przez odcienie brzoskwiniowe, złote, różowe i brązowe. U mnie sprawdził się odcień M6, opisywany jako średni z odcieniami brzoskwini i złota.
Cieszy mnie dość szeroka gama kolorystyczna podkładu. Zadbano nie tylko o typowe „bladziochy”, ale również o osoby o ciemniejszym kolorze skóry. Co istotne, producent obiecuje, że Beyond Matte sam w sobie jest podkładem dopasowującym się do skóry.
Beyond Matte Jane Iredale: opakowanie, konsystencja i wydajność
Przy pierwszym kontakcie z podkładem miałam wrażenie, że jest to fluid zmieszany z kremem. Był lekki, a jednocześnie mocno kryjący. Co do wydajności Beyond Matte jest ona zdecydowanie beyond inne znane mi podkłady. Przy pierwszej aplikacji grubo przesadziłam z jego ilością, choć nałożyłam na gąbeczkę tylko tyle podkładu, ile „wyciągnęłam” na aplikatorze. Mniej więcej tyle, co na zdjęciu poniżej.
M6, czyli odcień, który wybrałam, okazał się zaskakująco dobrze dobrany. Jak znalazłam ten właściwy? Pomógł mi w tym quiz, który znajdziecie na stronie marki, o tutaj. Nie wiem, jaką skuteczność ogólną ma ten quiz, ale warto spróbować. Tak czy siak, po aplikacji produktu nie było dziwnego odcięcia podkładu do szyi, nie wyglądałam jak w masce i nie chciałam od razu pozbyć się go z twarzy.
Opakowanie zasługuje na spore brawa. Szklana buteleczka jest estetyczna i nadaje się do recyklingu. Sam produkt polecam nakładać gąbeczką. Próbowałam pędzlami do podkładu i palcami, jednak dopiero beauty blender dał mi oczekiwany efekt. Beyond Matte mimo swojej lekkiej konsystencji bardzo szybko wtapia się w cerę. Nie robi placków, jednak wszystkie moje pędzle do podkładu nie były w stanie odpowiednio rozłożyć produktu. Palce to zdecydowanie opcja numer dwa. Tutaj podkład nakłada się tak lekko jak krem do twarzy. Zarówno tanie jak i drogie gąbeczki-jajeczka to absolutny must have przy Beyond Matte. Podkład pracuje z nimi jak marzenie. Delikatny wklepywany wilgotną gąbeczką kryje doskonale, nie „plackuje”, nie roluje. Po prostu włazi w pory, wygładza i równomiernie pokrywa.
Beyond Matte Jane Iredale – czego tam nie znajdziecie?
I teraz pora na to, co misie lubią (i czego boją się) najbardziej: INCI. W Beyond Matte nie znajdziecie talku, parabenów, ftalanów, syntetycznych konserwantów, aromatów, metali ciężkich czy nanocząsteczek minerałów. Użyte barwniki są stosunkowo większe niż w większości popularnych podkładów mineralnych, stąd większe krycie podkładu bez wbijania się w zmarszczki. Producent nie podaje wysokości ochrony przeciwsłonecznej, bo jest ona różna w zależności od odcienia podkładu. Mineralne filtry mają to do siebie, że „bielą” produkt. Stąd w najciemniejszych odcieniach dodanie wysokiej ochrony wiązałoby się z utratą odcienia. W składzie znajdziemy filtry, jednak ja sugeruję dorzucenie pod podkład ochrony przeciwsłonecznej.
No dobrze, skoro już wiadomo, czego Beyond Matte nie ma, pora na najważniejsze…
Co powoduje, że ten podkład działa? Skład Beyond Matte Jane Iredale
Siedzą tu między innymi ekstrakty z wyciągów z siemienia lnianego i selera, czyli naturalny kamuflaż porów. Przy okazji nadają elastyczności, wyrównują koloryt cery. Do tego mamy tutaj mieszankę nasion tamaryndowca (hello, wielbiciele kuchni tajskiej!) i kwasu hialuronowego odpowiedzialną za nawilżenie i wygładzenie cery. I na koniec peptydy. W kosmetykach kolorowych pozwalają one na półmatowe wykończenie i wygładzenie skóry.
A teraz rozkładamy delikwenta na czynniki pierwsze. Zgodnie z tym, co znalazłam na stronach i u ludzi mądrzejszych ode mnie, zawarte w Beyond Matte składniki nie są komedogenne. Największym potencjalnym zapychaczem może być kwas stearynowy (poziom niski, 2 w 10-stopniowej skali ryzyka wystąpienia reakcji), masło jojoba i witamina E (2/10).
Poważnie, wklejcie składy używanych przez siebie podkładów tutaj: http://www.cosdna.com/eng/ingredients.php i zerknijcie, jak wypada Wasz fluid w porównaniu z Beyond Matte. 99% podkładów odpadnie w przedbiegach.
INCI Beyond Matte Jane Iredale Liquid Foundation – analiza szczegołówa
Podrzucam Wam szczegółową rozpiskę tego, co siedzi w Beyond Matte.
- Aqua/Water/Eau – woda
- Octyldodecyl Neopentanoate – emolient suchy, wygładza, zmiękcza, zwiększa poślizg w kosmetyku, zmniejsza tłustość i lepkość produktu
- Isononyl Isononanoate – emolient suchy, tworzy warstwę okluzyjną, chroni przed utratą wody, zmiękcza i wygładza skórę
- Titanium Dioxide (CI 77891) – filtr UVA/UVB
- PEG-10 Dimethicone – łagodny emolient, tworzy okluzję
- Glycerin – gliceryna, humektant, zapobiega wysychaniu kosmetyku, nawilża
- Stearic Acid – kwas stearynowy, ma właściwości renatłuszczające, stabilizuje kosmetyk i zapobiega jego rozwarstwieniu
- PEG/PPG-18/18 Dimethicone – emulgator, łagodny silikon wygładza skórę.
- Caprylic/Capric Triglyceride – emolient tłusty
- Sorbitan Trioleate – emulgator, poprawia konsystencję
- Apium Graveolens (Celery) Seed Extract – ekstrakt z nasion selera
- Linum Usitatissimum (Linseed) Seed Extract – olej lniany
- Lonicera Caprifolium (Honeysuckle) Flower Extract (and) Lonicera Japonica (Honeysuckle) Flower Extract – ekstrakt i wyciąg z kwiatu wicokrzewu
- Simmondsia Chinensis (Jojoba) Seed Oil – olej jojoba
- Stearoxymethicone/Dimethicone Copolymer – emolient
- Triethoxycaprylylsilane – emolient, silikon
- Sodium Chloride – chlorek sodu, kontrola lepkości produktu
- Tamarindus Indica (Tamarind) Extract – ekstrakt z tamaryndrowca
- Tocopherol – witamina E
Zapewne część z Was już automatycznie wzdryga się na widok „silikonów”. Podobnie jak SLS i silikony urosły w generowaniu strach do poziomu Buki czy telefonu z Urzędu Skarbowego. Silikony używane w kosmetykach Jane Iredale pochodzą z krzemionki (silica, ditlenek krzemu). Ich ewentualna szkodliwość u wrażliwców jest kuriozalnie niska. Ja marce Jane Iredale zaufałam już jakiś czas temu. I ufam niemal bezgranicznie odkąd dowiedziałam się, że marka jest polecana jako bezpieczna kobietom po chemioterapii, zabiegach medycyny estetycznej czy chirurgii plastycznej.
Inna sprawa, że na tę chwilę stworzenie podkładu kryjącego, który nie zawierałby żadnego silikonu i jednocześnie wygładzał, wyrównywał koloryt, słowem – dawał efekt trwalszy niż godzinny, jest niemożliwe. Grunt to nie przesadzać i nie kupować podkładów, w których połowa składu do ciężkie silikony, które owszem, wygładzą, jednak po zmyciu podkładu i kilkutygodniowych stosowaniu, ujrzymy cerę w kiepskim stanie.
Beyond Matte od Jane Iredale: gdzie kupić? Ile kosztuje?
Nie jest tanio. Na stronie producenta możecie kupić Beyond Matte za 50 dolarów / 27 ml. W Polsce marka jest średnio dostępna, ale podkład możecie kupić np. w sklepie e-fontanna za 255 zł. Jeśli już decydujecie się na zakup, zalecam dużą ostrożność na allegro czy amazonie. Podróbek jest naprawdę sporo… I w nich nikt Wam nie zagwarantuje, co tak naprawdę tam siedzi, czy nadal są cruelty-free i vegan.
Beyond Matte – podkład od Jane Iredale. Czy warto kupić?
Zdecydowanie warto, jeśli szukasz podkładu lekkiego, a jednocześnie kryjącego, z możliwością zbudowania naprawdę fajnego krycia. Ja po miesiącu regularnego stosowania nie zauważyłam wysuszenia cery, suchych skórek czy wysypu niechcianych niespodzianek. Podkład nie zbiera się w zmarszczkach i faktycznie robi również za korektor i bazę. Na głównym zdjęciu pod podkładem mam jedynie krem na dzień (poison line od Clareny) i krem pod oczy (roświetlająco-ultranawilżający od Orientany). Makijaż jest przypudrowany delikatnie pudrem sypkim od Felicea. Gdyby kogoś interesowała reszta produktów użytych do makijażu, to dajcie znać. Zdradzę tylko, że poza podkładem również oko i policzki są w całości zrobione kosmetykami Jane Iredale.
Kupiłam i się zawiodłam, odcień M1.
Podkład śmierdzi, bardzo mi to przeszkadza. Zle się rozprowadza w sensie, ze krem bb z vianka lepiej, palcami się posługuje. Cieżko go rozetrzeć na lini włosów. Kryje średnio. Bardzo szybko się wyświeca. Pod koniec dnia nie wyglada ładnie i się wyciera w kurteczkę.
Mnie zapycha, jak wsztstko z silikonami. Na YouTube sporo dziewczyn mówi (filmy i komentarze, bo filmów nie ma sporo), ze jednak nie odpowiada im skład i mogę się do tej grupy wliczyć.
Ale każda cera inna, u mnie niewypał, Missha lepsza.
Hm, tylko wiesz, że bb cream Misshy jest pełniutki silikonów i to od drugiego miejsca w składzie? 🙂 Do tego ma talk – mnie to w Misshy nie przeszkadza, ale fakt kryje lepiej, bo po prostu ma więcej silikonów, talku i pigmentu oraz ostrych konserwantów. Obiektywnie, patrząc po samym inci, Missha jest dużo słabsza jakościowo.
Tak, wiem o tym, dlatego właśnie jak już mam brać z silikonami, to wole Misshe – tańsza, nie wciska ludziom, ze „czysta i zdrowa”, nie ściera się tak, nie śmierdzi, lepiej się rozprowadza. A ze „zdrowych” to so Bio etic 5w1 i Vianek bb mi bardzo odpowiadaja, lubię tez fridge, ale mnie denerwuje trzymanie w lodowce.
To co piszesz jest mega krzywdzące. Oskarżasz markę o to, że wciska kit, tymczasem na tę czystość i bezpieczeństwo stosowania ma certyfikaty. i badania. To, że coś Tobie nie podpasowało – okej, jednak tak zero-jedynkowa ocena całej firmy jest co najmniej nie na miejscu. Vianek BB też nie jest 100% „zdrowy”, bo wszelkie filtry słoneczne mają też całkiem niezłe ryzyko zapchania i uczulenia. Zresztą, porównywanie podkładu do kremu BB też nie do końca pasuje. To tak jakby na równi stawiać pomadkę matową i pomadkę nawilżającą. To różne produkty , mają swoje segmenty, w których powinno je się porównywać. Jabłek nie ocenia się przecież kategoriami stworzonymi dla gruszek. 🙂 Z tych wszystkich produktów przez ciebie wymienionych najmniej szkodliwy skład ma właśnie ff od fridge, ale właśnie trzymanie w lodówce jest ceną braku silikonów i konserwantów w składzie. Inaczej ten podkład by się rozleciał w 72 godziny.. BB od Vianka ma sporo konserwantów i do tego sztuczne aromaty (m.in. Benzyl Alcohol), które mają duże szanse uczulać.
A tak swoją droga to dlaczego ocena firmy po jednym produkcie lub po składzie jest nie na miejscu? Przecież każdy konsument może oceniać co chce, nawet i po kolorze opakowania 😀
Plus żeby była jasność – miałam od nich jeden produkt i oceniłam jeden, nie markę. Ale nie widzę niczego nieodpowiedniego w ocenianiu marki na podstawie jednego produktu, tez można.
Nie na miejscu jest rzucanie oszczerstwem, że firma XYZ manipuluje, a to idzie wyczytać z Twojej wypowiedzi. Wiadomo, wszystko można, ale można coś zrobić rzetelnie lub po łebkach. Można przeczytać jeden rozdział książki i powiedzieć, że wszystkie tego autora z pewnością są takie same. Tylko że ja po prostu nie traktuję wtedy poważnie autora takiej wypowiedzi i tyle.
„Nie na miejscu jest rzucanie oszczerstwem, że firma XYZ manipuluje, a to idzie wyczytać z Twojej wypowiedzi.” – zgadzam się, rzucanie oszczerstwem byłoby nieładne, jak zawsze, wszystkie oszczerstwa świata pod to podchodzą
nadinterpretujesz moją wypowiedź – wiedziałam, że ma silikon w składzie, bo firma uczciwie o tym pisze, kota w worku nie kupowałam, a marketing firmy może mi się nie podobać i nie podoba, tyle tylko i aż tyle (i to marketing tego jednego produktu, innych nie znam)
Jak niby moja opinia ma być krzywdząca jak jest moja opinia? Ewidentnie możemy wyróżnić marki które kreują się na zdrowe-naturalne-organiczne, nazwę je w skrócie „zielonymi”. Niektóre takie są, inne nie, ale przeciętny konsument będzie wiedział, umiał wymienić ich kilka, pierwsze co mi przychodzi do głowy to fridge, sylveco, clochee, Vianek, yope. Dopiero z oglądania zagranicznego YouTube się dowiedziałam, ze jane w stanach za taka uważają, sporo poczytałam i właśnie tam ludzie byli oburzeni tym „clean”, oni używają tego słowa, tam funkcjonuje, w pl raczej nie słyszę często „czysty skład”, ale zdarza się.
Pozwolę sobie wiec zostać przy swoim stanowisku, te „zielone” kosmetyki są (powinny) być pozbawione silikonów, powody są głównie na blogach, bo nie są eko i wiele innych, to już zostawiam mądrzejszym ode mnie. Sama jak poczytałam u nich o podkładzie i w ogóle o filozofii, to ewidentnie odczytałam to jako „nature”, „Eco”, a tu silikon w składzie.